15.11.2016

PARABOLA O WYZWOLENIU I DRAMAT NOWEGO ŻYCIA




„Dzieciństwo Jezusa” J.M.Coetzee jest próbą opowiedzenia na nowo historii rodziny z Nazaretu, a klucz do niej posiada niezwykły chłopiec.

Autor podejmuje się tematu stricte religijnego i moralnego, w związku z czym czytelnik sięgając po „Dzieciństwo Jezusa” z góry zakłada, że finalnie dojdzie do skonfrontowania opozycyjnych opinii i do deklaracji wiary lub jej braku. Odpowiedź nigdy nie pada, a jeśli już, to umiejętnie zakodowana. Powściągliwość w słowach aż przyprawia o dreszcze, a kiedy połączymy celność słów z ich ciężarem, z brakiem jasno postawionych odpowiedzi, wprawieni zostajemy w czytelnicze rozedrganie.

Ale zacznijmy od początku. Akcja rozpoczyna się z chwilą, gdy pewnego słonecznego dnia Simón, starszy mężczyzna, przybywa do obozu dla przesiedleńców w Novilli wraz z pięcioletnim chłopcem imieniem David. Z chwilą przybicia statku do brzegów Novilli dla wielu pasażerów zaczyna się całkiem nowe życie. W specjalnym obozie, ludzie pozbawieni własnej tożsamości, wspomnień, uczą się nowego języka oraz zasad panujących w nowym świecie. Podobnie jest z głównymi bohaterami, obaj nie znają i nie rozumieją swojej przeszłości. Chłopiec dodatkowo w trakcie podróży traci wszelkie dokumenty mówiące nam kim może być, więc podróżujący z nim ludzie nadają mu symboliczne imię David. Simón w tym momencie postanawia zaopiekować się malcem do momentu odnalezienia jego matki. Od tej chwili znajdują się w specyficznym świecie bez przodków, tradycji, bez wiary i idei opartych na minionych doświadczeniach. Po wielu perypetiach chłopiec i mężczyzna spotykają na swojej drodze kobietę o imieniu Inés i choć żadne z nich nie pamięta swojego poprzedniego życia, w nagłym przebłysku Simón rozpoznaje w niej matkę chłopca. Z czasem okazuje się, że David jest wyjątkowym chłopcem, nie tylko dla Simóna i Inés, młodzieniec zwraca uwagę wszystkich swoim niezwykle czystym, pozbawionym schematów i konwenansów, podejściem do świata.

Coetzee jak wszyscy dobrze wiemy jest pisarzem, który stara się od lat poprzez swoje pisarstwo zgłębić istotę człowieczeństwa, nadać jej znaczenie w wymiarze społecznym, historycznym, egzystencjalnym. Jego powieści  to idealnie skonstruowane twory obnażające specyficzną grę – mające charakter rozprawy filozoficznej, pełnej niedopowiedzeń, a jednocześnie będącej dość czytelną i osadzoną w klimacie wyznania.

Tym samym zabiegiem posłużył się kreśląc obraz „Dzieciństwa Jezusa”. Nawiązanie do rodziny z Nazaretu jest bardzo czytelne, choć nie jest jedyną ścieżką interpretacyjną tegoż utworu. Pozostawmy gdzieś w tle tytuł „Dzieciństwo Jezusa”, którego nie trzeba dogłębnie tłumaczyć, aby niósł za sobą odpowiednie skojarzenia. Mamy zatem niesamowite dziecko bez rodziców (David), mamy starszego mężczyznę – opiekuna (Simón), mamy w końcu kobietę, która wchodzi w rolę matki bez przejścia przez czas noszenia w łonie tego, którego teraz traktuje jak własnego syna (Inés). Dziecko samo też jest specyficzne. Brzydzi się walką, zawsze nadstawia drugi policzek, kiedy ktoś go uderzy. Ostatecznie pragnie wskrzeszać zmarłych i ratować rzeczy od zapomnienia. A przede wszystkim zadaje trudne pytania o to, jak skonstruowany jest ten niedoskonały świat, którego nigdy nie zrozumie.
Już na samym początku, po przybyciu do Novilli, Simón stara się wyjaśnić Davidowi ich sytuację:

 „Jesteśmy tu z tego samego powodu, co wszyscy inni.
 Dostaliśmy szansę, żeby żyć i przyjęliśmy ją.
To wielka rzecz – życie. Największa ze wszystkich”. 

Tylko, że tak się składa, że życie w Novilli jest życiem bez transcendencji, jest pozbawione prawdziwych emocji, wiary, przekonania o tym, że idee znaczą więcej niż słowa, które każdy wypowiada. Czytelnik nie wie, jak historia się zaczyna, początek skąpany jest w gęstej mgle niewiedzy. Wiemy jedynie kto i gdzie się pojawia. Dzięki takiemu zabiegowi mamy wrażenie przejścia, przekroczenia granic między światami, i tutaj otrzymujemy świat niepokojący i pociągający jednocześnie. W tym miejscu tajemniczość wynikająca ze świata przedstawionego wydaje się być uzasadniona, gdyż okoliczności pojawienia się na świecie Syna Bożego też są zastanawiające. Niepokalane poczęcie? Świat przedstawiony jest odrealniony i otoczony zastanawiającą nieokreślonością, budzącą liczne domysły. Przeszłość głównych bohaterów zasłaniają białe plamy, historie stają się niedostępne, rodzą liczne możliwe wersje i tyleż samo odpowiedzi.

W powieści takich niewiadomych jest więcej. Poznajemy tylko dziecko i mężczyznę. Wiedza o nowym świecie jest znikoma. O matce chłopca też wiemy niewiele, a przecież w ujęciu świętej rodziny to właśnie matka stanowi centrum, jest niezbędna. Simón przybiera rolę Józefa, przybranego ojca chłopca. I tu nasuwa się pytanie czy matka faktycznie jest najważniejsza, a nie jest tylko dawczynią życia. Simón, kiedy spotyka ją na swojej drodze stwierdza:

„[…]nie wątpię, że jest prawdziwą matką chłopca.
 […] Mam tylko nadzieję, że będzie dla niego dobra.”

Zasadniczo poznana kobieta nie okazuje się dobrą matką. Jest nadopiekuńcza, histeryczna, chimeryczna, niekonsekwentna w swoich działaniach. Dzięki wprowadzeniu jej postaci nasuwa się pytanie czy biologiczne rodzicielstwo jest ostatecznym czynnikiem decydującym o wartości rodzica, czy czasem nie ważniejsze staje się miłość i zaangażowanie.
Jej przeciwieństwem jest Simón, człowiek zaangażowany intelektualnie i emocjonalnie w sprawy Davida. Nie radzi sobie z samotnością, a w chwilach słabości stara się niestrudzenie dążyć do zgłębienia istoty rzeczy:

           „Chciałbym, żeby ktoś, jakiś zbawca, zstąpił z nieba,
skinął magiczną różdżką i powiedział: oto księga,
przeczytaj ją, a otrzymasz odpowiedź na wszystkie swoje pytania.

To samo usiłuje przekazać dziecku dając mu dziecięcą wersję „Don Kichota”. Jej posiadanie nieskutecznie rozjaśnia dziecięcą dociekliwość. Niestety obaj z góry skazani są na niezrozumienie otoczenia. Autor wprowadzając akurat ten utwór do świata swojej powieści podejmuje problem nieprzyswajalności wyobraźni i indywidualizmu jednostki wybitnej do realnego, zimnego świata.

Centralna postacią powieści, jak już wiemy, jest David, dziecko niezwykle inteligentne, nieskrępowane, chłonne, pełne niepokojących emocji. David bardzo szybko się zmienia. Na początku jest słodkim dzieckiem, ciekawskim i rozpieranym przez energię. Z biegiem czasu staje się niepokorny, krnąbrny. Sam uczy się czytać z książki, którą dostał od Simóna, ale ukrywa to przed szkolnym nauczycielem. Dlaczego? Czyżby nie chciał przynależeć do zastanej rzeczywistości? Zapewne. David niczym Don Kichot widzi rzeczy inaczej niż wszyscy inni, a między liczbami i literami widzi mroczną przestrzeń, której nie potrafi wytłumaczyć, bo nic we wszechświecie nie jest tak naprawdę w porządku z uporządkowanym światem. Jest dzieckiem, które szybko się uczy, niestety w dalszym ciągu pozostaje problem barier językowych. Dla dziecka język, znaki, alfabet, matematyka, liczby nie są jasnymi i spójnymi strukturami, ale rozpadają się w jego głowie, co dalej odpycha go od realnego świata. Nagle zaczyna wymyślać swój własny język, którym się posługuje, liczy po swojemu. Nie ma żadnego oparcia, które pozwoliłoby mu wyrazić myśli. Bezpowrotnie skazany zostaje na izolacje i niezrozumienie. Szybko staje się buntownikiem, jego geniusz i proroctwo objawiają się w nieposłuszeństwie i nieprzystosowaniu. Kiedy umiera jego przyjaciel koń, chłopiec wykrzykuje:

               Ja go uratuję! Chcę, żeby żył!”

Dla otoczenia to tylko dziecięce fanaberie, co wzbudza w Davidzie nieprzewidywalność, nie bójmy się jednak, ponieważ w tym tkwi metoda, a wynika ona z niezachwianej pewności proroka. Do ostatnich stron czytelnik ma przeświadczenie, że David ostatecznie dokona czegoś niesamowitego. To jednak nie następuje. Czujemy lekki niedosyt.

Coetzee nie daje mam poczucia pewności, nie podaje nam wskazówek, nigdy nie oferował swoim czytelnikom łatwych rozwiązań. Zamiast tego buduje swoją historię na powszechnie znanych fundamentach. Jego opowieść jest niepokojąca i poruszająca zarazem.

„Dzieciństwo Jezusa” to przewrotna powieść o poszukiwaniu prawdy, o nieprzystosowaniu wybitnych jednostek do otaczającej go rzeczywistości. To przypowieść o roli przypadku w życiu każdego z nas. O odrzuceniu, napiętnowaniu, braku pewności siebie, o braku celu. To rzecz enigmatycznie i tajemniczo nakreślona o zmianach mentalnych, które czasem trudno uchwycić. O próbie przeobrażenia osobowości poprzez fizyczną i przestrzenną zmianę otoczenia, o wykorzenieniu z dotychczasowego życia i niezgodzie na zapomnienie:

„Nie, tym, czego nie chcę się wyrzec, jest coś innego:
nie same wspomnienia, ale poczucie zadomowienia w dawnym ciele,
ciele przesiąkniętym przeszłością (...) Ale co nam z nowego życia (...)
 jeśli nie jesteśmy przez nie przemienieni, przeobrażeni, tak jak ja
z pewnością nie jestem?"


Coetzee narusza porządek, poddaje krytyce błogosławione w Biblii wzorce, jest przewrotny, nie oszczędza bohaterów, jednocześnie nie pomija bagażu kulturowego i symbolicznego Jezusa, Maryi i Józefa. Zbawicielowi, którym okazuje się mały chłopiec, daje wyobraźnię, namiętność, wiarę i wolę zbawienia, a następnie wrzuca go w zimny i bezbarwny świat ludzi, którzy tego zbawienia wcale nie pragną. Boskie dziecko natrafia na pustkę.

K.