„Dzieciństwo Jezusa” J.M.Coetzee jest próbą opowiedzenia na
nowo historii rodziny z Nazaretu, a klucz do niej posiada niezwykły chłopiec.
Autor podejmuje się tematu stricte religijnego i moralnego,
w związku z czym czytelnik sięgając po „Dzieciństwo Jezusa” z góry zakłada, że
finalnie dojdzie do skonfrontowania opozycyjnych opinii i do deklaracji wiary
lub jej braku. Odpowiedź nigdy nie pada, a jeśli już, to umiejętnie zakodowana.
Powściągliwość w słowach aż przyprawia o dreszcze, a kiedy połączymy celność
słów z ich ciężarem, z brakiem jasno postawionych odpowiedzi, wprawieni
zostajemy w czytelnicze rozedrganie.
Ale zacznijmy od początku. Akcja rozpoczyna się z chwilą,
gdy pewnego słonecznego dnia Simón,
starszy mężczyzna, przybywa do obozu dla przesiedleńców w Novilli wraz z
pięcioletnim chłopcem imieniem David. Z chwilą przybicia statku do brzegów
Novilli dla wielu pasażerów zaczyna się całkiem nowe życie. W specjalnym
obozie, ludzie pozbawieni własnej tożsamości, wspomnień, uczą się nowego języka
oraz zasad panujących w nowym świecie. Podobnie jest z głównymi bohaterami,
obaj nie znają i nie rozumieją swojej przeszłości. Chłopiec dodatkowo w trakcie
podróży traci wszelkie dokumenty mówiące nam kim może być, więc podróżujący z
nim ludzie nadają mu symboliczne imię David. Simón w tym momencie postanawia
zaopiekować się malcem do momentu odnalezienia jego matki. Od tej chwili
znajdują się w specyficznym świecie bez przodków, tradycji, bez wiary i idei
opartych na minionych doświadczeniach. Po wielu perypetiach chłopiec i
mężczyzna spotykają na swojej drodze kobietę o imieniu Inés i choć żadne z nich nie
pamięta swojego poprzedniego życia, w nagłym przebłysku Simón
rozpoznaje w niej matkę chłopca. Z czasem okazuje się, że David jest wyjątkowym
chłopcem, nie tylko dla Simóna i Inés, młodzieniec zwraca uwagę wszystkich swoim niezwykle czystym,
pozbawionym schematów i konwenansów, podejściem do świata.
Coetzee
jak wszyscy dobrze wiemy jest pisarzem, który stara się od lat poprzez swoje
pisarstwo zgłębić istotę człowieczeństwa, nadać jej znaczenie w wymiarze
społecznym, historycznym, egzystencjalnym. Jego powieści to idealnie skonstruowane twory obnażające specyficzną
grę – mające charakter rozprawy filozoficznej, pełnej niedopowiedzeń, a
jednocześnie będącej dość czytelną i osadzoną w klimacie wyznania.
Tym
samym zabiegiem posłużył się kreśląc obraz „Dzieciństwa Jezusa”. Nawiązanie do
rodziny z Nazaretu jest bardzo czytelne, choć nie jest jedyną ścieżką
interpretacyjną tegoż utworu. Pozostawmy gdzieś w tle tytuł „Dzieciństwo Jezusa”,
którego nie trzeba dogłębnie tłumaczyć, aby niósł za sobą odpowiednie
skojarzenia. Mamy zatem niesamowite dziecko bez rodziców (David), mamy
starszego mężczyznę – opiekuna (Simón), mamy w końcu kobietę,
która wchodzi w rolę matki bez przejścia przez czas noszenia w łonie tego,
którego teraz traktuje jak własnego syna (Inés). Dziecko samo też jest specyficzne. Brzydzi się
walką, zawsze nadstawia drugi policzek, kiedy ktoś go uderzy. Ostatecznie
pragnie wskrzeszać zmarłych i ratować rzeczy od zapomnienia. A przede wszystkim
zadaje trudne pytania o to, jak skonstruowany jest ten niedoskonały świat,
którego nigdy nie zrozumie.
Już na samym początku, po przybyciu do Novilli, Simón
stara się wyjaśnić Davidowi ich sytuację:
„Jesteśmy
tu z tego samego powodu, co wszyscy inni.
Dostaliśmy
szansę, żeby żyć i przyjęliśmy ją.
To wielka rzecz – życie. Największa ze wszystkich”.
Tylko, że tak się składa, że życie w Novilli jest
życiem bez transcendencji, jest pozbawione prawdziwych emocji, wiary,
przekonania o tym, że idee znaczą więcej niż słowa, które każdy wypowiada.
Czytelnik nie wie, jak historia się zaczyna, początek skąpany jest w gęstej
mgle niewiedzy. Wiemy jedynie kto i gdzie się pojawia. Dzięki takiemu zabiegowi
mamy wrażenie przejścia, przekroczenia granic między światami, i tutaj
otrzymujemy świat niepokojący i pociągający jednocześnie. W tym miejscu
tajemniczość wynikająca ze świata przedstawionego wydaje się być uzasadniona, gdyż
okoliczności pojawienia się na świecie Syna Bożego też są zastanawiające.
Niepokalane poczęcie? Świat przedstawiony jest odrealniony i otoczony zastanawiającą
nieokreślonością, budzącą liczne domysły. Przeszłość głównych bohaterów zasłaniają
białe plamy, historie stają się niedostępne, rodzą liczne możliwe wersje i
tyleż samo odpowiedzi.
W powieści takich niewiadomych jest więcej. Poznajemy
tylko dziecko i mężczyznę. Wiedza o nowym świecie jest znikoma. O matce chłopca
też wiemy niewiele, a przecież w ujęciu świętej rodziny to właśnie matka
stanowi centrum, jest niezbędna. Simón przybiera rolę
Józefa, przybranego ojca chłopca. I tu nasuwa się pytanie czy matka faktycznie
jest najważniejsza, a nie jest tylko dawczynią życia. Simón, kiedy spotyka ją
na swojej drodze stwierdza:
„[…]nie wątpię, że jest prawdziwą matką
chłopca.
[…] Mam tylko nadzieję, że będzie dla niego dobra.”
Zasadniczo poznana
kobieta nie okazuje się dobrą matką. Jest nadopiekuńcza, histeryczna,
chimeryczna, niekonsekwentna w swoich działaniach. Dzięki wprowadzeniu jej
postaci nasuwa się pytanie czy biologiczne rodzicielstwo jest ostatecznym
czynnikiem decydującym o wartości rodzica, czy czasem nie ważniejsze staje się
miłość i zaangażowanie.
Jej
przeciwieństwem jest Simón, człowiek zaangażowany intelektualnie
i emocjonalnie w sprawy Davida. Nie radzi sobie z samotnością, a w chwilach
słabości stara się niestrudzenie dążyć do zgłębienia istoty rzeczy:
„Chciałbym, żeby
ktoś, jakiś zbawca, zstąpił z nieba,
skinął magiczną różdżką i powiedział: „oto księga,
przeczytaj ją, a otrzymasz odpowiedź na
wszystkie swoje pytania.”
To samo usiłuje
przekazać dziecku dając mu dziecięcą wersję „Don Kichota”. Jej posiadanie nieskutecznie
rozjaśnia dziecięcą dociekliwość. Niestety obaj z góry skazani są na
niezrozumienie otoczenia. Autor wprowadzając akurat ten utwór do świata swojej
powieści podejmuje problem nieprzyswajalności wyobraźni i indywidualizmu
jednostki wybitnej do realnego, zimnego świata.
Centralna
postacią powieści, jak już wiemy, jest David, dziecko niezwykle inteligentne,
nieskrępowane, chłonne, pełne niepokojących emocji. David bardzo szybko się
zmienia. Na początku jest słodkim dzieckiem, ciekawskim i rozpieranym przez
energię. Z biegiem czasu staje się niepokorny, krnąbrny. Sam uczy się czytać z
książki, którą dostał od Simóna, ale ukrywa to przed
szkolnym nauczycielem. Dlaczego? Czyżby nie chciał przynależeć do zastanej
rzeczywistości? Zapewne. David niczym Don Kichot widzi rzeczy inaczej niż
wszyscy inni, a między liczbami i literami widzi mroczną przestrzeń, której nie
potrafi wytłumaczyć, bo nic we wszechświecie nie jest tak naprawdę w porządku z
uporządkowanym światem. Jest
dzieckiem, które szybko się uczy, niestety w dalszym ciągu pozostaje problem barier
językowych. Dla dziecka język, znaki, alfabet, matematyka, liczby nie są
jasnymi i spójnymi strukturami, ale rozpadają się w jego głowie, co dalej odpycha
go od realnego świata. Nagle zaczyna wymyślać swój własny język, którym się posługuje,
liczy po swojemu. Nie ma żadnego oparcia, które pozwoliłoby mu wyrazić myśli.
Bezpowrotnie skazany zostaje na izolacje i niezrozumienie. Szybko
staje się buntownikiem, jego geniusz i proroctwo objawiają się w
nieposłuszeństwie i nieprzystosowaniu. Kiedy umiera jego przyjaciel koń,
chłopiec wykrzykuje:
„Ja go uratuję!
Chcę, żeby żył!”
Dla otoczenia
to tylko dziecięce fanaberie, co wzbudza w Davidzie nieprzewidywalność, nie
bójmy się jednak, ponieważ w tym tkwi metoda, a wynika ona z niezachwianej
pewności proroka. Do ostatnich stron czytelnik ma przeświadczenie, że David
ostatecznie dokona czegoś niesamowitego. To jednak nie następuje. Czujemy lekki
niedosyt.
Coetzee nie
daje mam poczucia pewności, nie podaje nam wskazówek, nigdy nie oferował swoim
czytelnikom łatwych rozwiązań. Zamiast tego buduje swoją historię na
powszechnie znanych fundamentach. Jego opowieść jest niepokojąca i poruszająca
zarazem.
„Dzieciństwo
Jezusa” to przewrotna powieść o poszukiwaniu prawdy, o nieprzystosowaniu
wybitnych jednostek do otaczającej go rzeczywistości. To przypowieść o roli
przypadku w życiu każdego z nas. O odrzuceniu, napiętnowaniu, braku pewności
siebie, o braku celu. To rzecz enigmatycznie i tajemniczo nakreślona o zmianach
mentalnych, które czasem trudno uchwycić. O próbie przeobrażenia osobowości
poprzez fizyczną i przestrzenną zmianę otoczenia, o wykorzenieniu z
dotychczasowego życia i niezgodzie na zapomnienie:
„Nie, tym, czego nie chcę się wyrzec, jest coś innego:
nie same wspomnienia, ale poczucie zadomowienia w dawnym
ciele,
ciele przesiąkniętym przeszłością (...) Ale co nam z
nowego życia (...)
jeśli nie
jesteśmy przez nie przemienieni, przeobrażeni, tak jak ja
z pewnością nie jestem?"
Coetzee
narusza porządek, poddaje krytyce błogosławione w Biblii wzorce, jest przewrotny,
nie oszczędza bohaterów, jednocześnie nie pomija bagażu kulturowego i
symbolicznego Jezusa, Maryi i Józefa. Zbawicielowi, którym okazuje się mały
chłopiec, daje wyobraźnię, namiętność, wiarę i wolę zbawienia, a następnie
wrzuca go w zimny i bezbarwny świat ludzi, którzy tego zbawienia wcale nie
pragną. Boskie dziecko natrafia na pustkę.
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz